
Bardzo wiele mają z nami wspólnego i nie myślę tu tylko o akwarystyce

Oto felieton, który prawie nie ujrzał światła dziennego. Zapraszam do lektury, warto

... i jeszcze link do całego tematualexb47 pisze:
SEKS W AKWARIUM
Nic tak nie przyciąga widzów do kina, czytelników do czytania, a szarej masy konsumentów do kupowania pod wpływem niektórych, misternie skonstruowanych reklam, jak seks.
W końcu musiało do tego dojść – jakaś przepotężna siła zmusiła mnie do podzielenia się w tym felietonie moimi przemyśleniami (ale nie doświadczeniami, o nie, nie, nie liczcie na to – kiedyś napiszę pamiętniki i jestem pewien, że zarobię na nich kupę kasy, ale to już będzie w zupełnie innym wydawnictwie) na temat seksu. Jako dojrzały i doświadczony facet, do tego ze ścisłym umysłem (18 września skończyłem sześćdziesiątkę – a gdzie życzenia dla dostojnego jubilata?) zacząłem szukać źródła tej przymuszającej siły. Znalazłem. Rodzina poszła spać, mnie się jeszcze nie chciało i ni stąd ni zowąd, przełączając kolejne kanały TV trafiłem na film „Troja”. Film, jak film, genialnie zrobiony, sceny batalistyczne jak z Jerzego Hoffmana z tą różnicą, że on je realizował naprawdę, angażując tysiące koni i jeźdźców z dawnego ZSRR z „Mosfilmu”, a tu animację komputerową, perfekcyjnie zresztą zrobioną widać jak na dłoni. Zastanowiło mnie zupełnie co innego – co Helena Trojańska miała w sobie, a zwłaszcza pewnie między nogami, że paru facetów, na czele wielkich armii toczyło o nią wojnę przez ładnych parę lat? To, że bili się o babę akurat mnie nie dziwi, bo podobne scenki codziennie rozgrywają się w naszych akwariach oraz w programach przyrodniczych na kilku znanych kanałach TV. Z tego punku widzenia starożytni byli absolutnie, totalnie zdrowi i normalni. W całej przyrodzie samce tłuką się o samice, bo tak Wszechmogący sobie wymyślił i bardzo dobrze. Szkoda, że stracił nad tym kontrolę i współczesne wojny toczą się głównie o religię lub ideologię. Widocznie ewolucyjnie stajemy się gatunkiem coraz dalszym od odwiecznych praw przyrody. Bić się o to, czyje ma być na wierzchu, a nie o samicę nie ma dla mnie kompletnie żadnego sensu.
Tradycyjnie już wyjaśniam – ten tekst traktować będzie wyłącznie o seksie, nie ma w nim żadnych podtekstów. Nie jestem też seksistą, żeby wszystko było jasne. Mam nadzieję, że feministki, sufrażystki i pozostałe -istki się nie obrażą. Kocham kobiety.
Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, na tak zwanej kolonii mieszkali moi dziadkowie. Pół kilometra dalej, pod lasem swoją zagrodę miał najbliższy sąsiad. W jego oborze mieszkał dorodny buhaj. Był prekursorem dzisiejszej mody, bo miał potężny kolczyk w nosie. Kiedy sąsiad wyprowadzał go z obory do wodopoju, podpinał do tego kolczyka tzw. karabińczyk, mocno utwierdzony na końcu trzymetrowego drąga. Sąsiad brał drąg te trzy metry dalej i tak obaj szli do zbiornika wody przy studni. Któregoś dnia, wraz z siostrą podsłuchaliśmy rozmowę dziadka i babci o tym, że jedną z krów trzeba następnego dnia zaprowadzić do sąsiada. Nie bardzo wiedzieliśmy o co chodzi, bo cała operacja była okryta nimbem tajemnicy, a wszelkie pytania na ten temat były natychmiast ucinane. Na wszelki wypadek rano, następnego dnia poinformowaliśmy jeszcze młodszych od nas synów sąsiada, że coś tajemniczego u nich się szykuje. Zaczailiśmy się w lesie na drzewie, jak w loży dla vipów. Nie musieliśmy długo czekać. Dziadek przyprowadził krowę, a sąsiad przyciągnął na drągu buhaja. Nawet nie musiał go ciągnąć, raczej go wyhamowywał. Dorośli czytelnicy MA domyślają się, co było potem. Zrobiły na mnie porażające wrażenie dwie rzeczy – wielkość organu ciała, który nagle z niego się wysunął i tempo, w jakim skończył – jak piętnastolatek. Tym pierwszym wpędził mnie w kompleksy. Minutę później gotówka z kieszeni mojego dziadka znalazła się w kieszeni sąsiada. Było po wszystkim. Żadnego buzi buzi, żadnej gry wstępnej i podobnej straty czasu.
Kiedy parę lat temu zaczęliśmy naszą przygodę z akwarystyką, mój szwagier skomentował to tak :
- Wolałbym zwierzęta bardziej interaktywne
Za takie uważał oczywiście psy, koty i pozostałe czworonogi. Szybko przekonaliśmy się, że ryby potrafią być równie inteligentne jak wiele ssaków. Używam liczby mnogiej, bo moją żonę akwarystyka też wessała. Różnica pomiędzy czworonogami a rybami polega tylko na tym, że ryby oddychają tlenem z wody i nie da się ich pogłaskać. Później, w miarą zdobywania doświadczeń zauważyłem drugą podstawową różnicę – seks i związane z nim zwyczaje. Zaczęliśmy oczywiście od żyworódek. Nigdy nie udało mi się zaobserwować, „jak one to robią”. Inna sprawa, że specjalnie nie starałem się. Nagle pojawiało się mnóstwo małych przecinków i już.
Co innego skalary – tu już wyraźnie było widać przygotowania – wiadomo było, kto on, kto ona. Odpędzały konkurencję, czyściły liść. U samicy pojawiała się „brodawka płciowa” zwana też „pokładełkiem”. Kto wymyślił te kretyńskie nazwy? Przecież to odpowiednik najpiękniejszego dla każdego samca homo sapiens słowa na świecie – „cipka”. „Pokładełko” – kretynizm jakiś – pokładać się w tym przypadku można tylko ze śmiechu. Ciekaw bardzo jestem, jaką przyjemność ma samiec, polewając ikrę mleczkiem. Ani jej nie dotknął, ani objął, ani się przytulił na swój rybi sposób, zupełnie jak tamten buhaj sąsiada mojego dziadka.
Gurami – no tu już mamy coś z ludzkiego seksu – ślinienie się. Tyle tylko, że pływa sobie taki samiec, buduje gniazdo z wypuszczanych przez siebie bulbonków, zamiast skierować tę ślinę na samicę. Profesor Lew Starowicz byłby zdegustowany. Dalej tradycja – czy para ma z tej zabawy jakąś przyjemność?
Glonojady – to już zupełny kosmos. Mnożą się u nas, jak króliki. Wystarczyło włożyć kawałek ceramicznej, zasklepionej rurki. Ni z gruchy ni z pietruchy wpływa tam samiec. Kiedyś miałem nadzieję, że przynajmniej oboje pobaraszkują sobie w tej grocie, ale gdzie tam. Nigdy nie zauważyłem, kiedy jego kobieta złożyła tam ikrę. Potem ten masochista siedzi dwa tygodnie w swojej norze, nie je, nie pije, nie pali, nie ciupcia do czasu, aż wypłynie ostatni maluch. Chyba go pogięło. W tym czasie jego baba flirtuje już z innymi samcami w pobliżu następnej ceramiki. Na jego miejscu chyba bym ją zabił. Dobrze, że nie jestem na jego miejscu.
Mamy niewielkie doświadczenie w rozmnażaniu ryb, sprowadzające się tylko do kilku gatunków. Wiem jedno – seks w wykonaniu ryb jest dla mnie kompletnie nie do przyjęcia – zero czułości, przytulania, buzi buzi, kizi mizi, bara bara, dazi dazi – zostaje tylko czysta prokreacja, chyba, że ktoś z Czytelników ma inne spostrzeżenia.
Lubię pornole. W dzisiejszych czasach jest ich mnóstwo w internecie za friko. Ruchy frykcyjne homo sapiens w „pokładełka” samic tego gatunku robią jednak na mnie dużo większe wrażenie, niż w przeciwieństwie do filmów, kompletnie obnażone samice i samce ryb przystępujące do seksu.
Ostatnia wystawa akwarystyczna w Drozdowie – wśród akwarystów było kilka przedstawicielek płci pięknej. Akwaria, jedzonko, wężogłowy i inne rybki, wszystko to były spoko, wykłady też, ale największe wrażenie na mnie wywołały akwarystki, z moją żoną na czele. Stary dworek, ciepłe dni wczesnej jesieni, słońce przebijające się przez kolorowe, więdnące już liście, spadające dookoła kasztany, rzeźby w zabytkowym parku, sceneria jak z wczesnego Wajdy i w tym wszystkim ja, ze wzrokiem wbitym w te części garderoby akwarystek, które zakrywają „pokładełka”.
P.S. Ciekaw jestem, czy Redakcja puści ten tekst w całości i w oryginalnej wersji
Alek Bielski
