skoro już popełniłem jeden temat w dziale Inne hobby - który dotyczył kurczaków, to i przyszedł czas by przyznać się do innego mojego nie akwarystycznego zajęcia (bo trudno to nazwać hobby - no ale absorbowało kiedyś część mojego czasu a efekty sprawiały radość więc coś jest na rzeczy).
Przyznam się więc, że mój umysł ścisły zawsze był nastawiony na podejście inżynieryjne i projektowanie. Tak więc w pracy przenosi się to na elektronikę, w akwarystyce na projektowanie aranżacji (tak to nazwijmy - amatorsko) a oprócz tego trochę interesuję się również projektowaniem ogrodów i ogólnie ogrodnictwem, szkółkarstwem, sadownictwem i wieloma tematami pokrewnymi z tym związanymi.
Nie mam dużej wiedzy ale każdy taki temat chętnie "chłonę jak gąbka".
Sprzyja temu miejsce zamieszkania (teraz całkowita wieś, a kiedyś malutkie miasto - prawie jak wieś lub peryferia większego miasta - z własnym ogrodem itp).
Ale tutaj pokażę w jaki sposób udało mi się w sposó wegetatywny (przez sadzonkowanie) rozmnożyć spore ilości iglaków (liczone w sumie już w liczbach 4-cyfrowych).
Początki były trudne i z dużymi niepowodzeniami ale nie poddawałem się i próbowałem by dojść do jako takiego dobrego wyniku (do profesjonalnych szkółek mi daleko ale nie o to chodzi).
Motywacją do działania był fakt, że mam działkę o powierzchni ok 1 hektara, na której od kilku lat razem z żoną planowaliśmy zbudować dom (plan ruszył ostatnio). Działka jest ładnie położona ale w - powiedzmy sobie szczerze - szczerym polu w środku lasu. Sąsiednie zabudowania to odległość kilkuset metrów minimum.
Zaplanowałem sobie więc, by kiedyś to wszystko ogrodzić (prawie 500mb płotu) i obsadzić żywopłotem (zwłaszcza od strony lasu i pola) by zimą nie "hulały przeciągi i zamiecie" oraz by zwięrzęta leśne nie robiły sobie u mnie stołówki.
Krótki szacunek i okazało się, że obsadzenie tego nawet malutkimi roślinkami to spory wydatek (zwłaszcza w czasie budowy domu kiedy każdy wydatek jest spory). Tak więc mój zmysł wczesnego przewidywania zadziałał i postanowiłem (ponad 5-6 lat temu), że skoro jest czas i jest na to miejsce to czemu by sobie samemu nie rozmnożyć drzewek.
W końcu kilkanaście tys złotych (jak policzyłem) ulicą nie chodzi.
Na zdjęciach widać ostatnie efekty (oprócz tego było sporo roślin z pierwszych lat, które już są teraz wielkości kilku metrów ale to porozdawałem znajomym, rodzinie i wsadziłem w różne miejsca bo za wcześnie na nie było a nie były to na tyle duże ilości by pokryć moje potrzeby).
Teraz obecnie mam:
- kilkaset (ok 500) drzewek żywotnika zachodniego - thuji aurescens (które będą na tyłach działki) różnej wielkości ale największe ok 1m
- kilkaset (300-400) drzewek thuji szmaragd (wysokość ok 80cm) i jeszcze ok 100 mniejszych
- kilkadziesiąt drzewek thuji globosa
- kilkanaście drzewek thiji rheingold
Inne przypadkowe odmiany wydałem bo nie pasowały do mojej koncepcji.
Teraz planuję wejść na wyższy poziom i próbować z jałowcami Wiltonii - nie chcę w przyszłości godzinami kosić hektara trawników więc trzeba to jakoś zaaranżować by się samo robiło

Opróćz tego różne szlachetne odmiany berberysów (zwłaszcza odmian kolumnowych) - w tym roku podjąłem pierwszą próbę ale odsetek jest bardzo mały - no ale pierwsze koty za płoty. Berberysy będą mi potrzebne do wytyczenia malutkich żywopłotów na rabatach jak i obsadzenia szpalerów wzdłuż ścieżek i do wielu innych zastosowań.
Poza tym chcę popróbować swoich sił ze szczepieniem na podkładkach. Do tego celu zacząłem hodować formy pienne trzmielin, na których chcę zaszczepić formy kuliste ale tutaj na razie nie ma się czym chwalić.
Oto zdjęcia:
thuje aurescens - bardzo słąbe zdjęcie i nienajciekawsza forma bo robione wiosną jak były trochę połamane ale może zrobię później lepsze - w tym roku bardzo dużo urosły i obawiam się, że będą mnie poganiać jeśli chodzi o przesadzenie na miejsce docelowe: A tutaj szmaragdy parę miesięcy temu - teraz niektóre są 2 razy wyższe: Jak widać sadzonki rosną na agrowłókninie - trzeba sobie jakoś życie ułatwiać bo inaczej nie nadążyłbym plewić - skończył bym z jednej strony to musiałbym iść na początek

A tak to teraz nie wymaga prawie żadnej pracy - mam system podlewania z mechanicznym wyłącznikiem więc jak jest sucho to tylko czasem włączę i jadę do pracy - samo się podleje i skończy w swoim czasie.
Jedynie muszę co jakiś czas je rozsadzać bo się za gęsto robi - na początku nie przewidziałem, że tak to pójdzie i zająłem małą grządkę a teraz powierzchnia, którą zabieram z sąsiadującego pola co roku się powiększa - ale do czasu aż wszystko przeniosę na miejsce docelowe (mam nadzieję, że za 2-3 lata).
Z tego wszystkiego najbardziej cieszy i daje największą satysfakcję fakt, że każde z tych drzewek własnymi rękami wyhodowałem od malutkiej sadzonki - co jest powodem mojej dumy i mam nadzieję, że kiedyś będą cieszyć oko w moim ogrodzie.
Czy ktoś ma jeszcze podobne doświadczenie - chętnie poczytam, wymienię się doświadczeniami lub podpowiem to i owo.