Kurczaki
: 01 marca 2013, 09:57
Witam,
chciałem się pochwalić czymś, co na pewno nie jest "moim innym hobby" tylko bardziej ciekawym doświadczeniem, ale skoro w tym dziale można pokazywać inne zajęcia niekoniecznie związane z akwarystyką więc pokażę jak daleko może akwarysta odejść od zbiornika
Ci, którzy mnie znają lub nawet u mnie byli wiedzą, że mieszkam w małej wiosce z czego jestem bardzo zadowolony i nie zamieniłbym tego nigdy na żadne miasto - dlatego wolę dojeżdżać codziennie do pracy niż dusić się w mieście.
Mimo to jednak nie mam z typowo "wiejskimi" urokami zbyt wiele do czynienia, nie uprawiam roli, nie hoduję zwierząt (poza krewetkami) itp. mieszkam w domu i korzystam z innych uroków wioski (cisza, spokój itp).
Jednak po sąsiedzku mieszka z nami babcia mojej żony. Kobieta sędziwa (babcia - nie żona) bo już 84-letnia, ale ciągle jeszcze pełna werwy - taki typowy "stary rocznik", który na wsi się wychował i bez "gospodarki" życia sobie nie wyobraża.
Z tego powodu babcia musi mieć zawsze jakieś zajęcie - jeśli ktoś wie o czym mówię - to taki typ człowieka, dla którego praca jest jedynym sensem życia, które traci sens z chwilą jak staje się niezdolna do pracy.
Dlatego babcia mimo podeszłego wieku i coraz większej ilości różnych dolegliwości zdrowotnych ciągle jeszcze w swoim "małym gospodarstwie" ma krowę, trzy świnki i stadko kur - nie przesadzam - ma 84-lata i sama wszystkim się zajmuje łącznie z cięższymi pracami porządkowymi.
Niestety w tym wieku trzeba jej powoli ograniczać cięższą pracę a (by jej znaleźć zajęcie) znajdywać tą lżejszą.
I tak o to od jakiegoś czasu widzę, że mniej absorbujące są kury.
Niestety babcia mimo całego życia na wsi i całej wiedzy z tym związanej już z powodu wieku nie potrafi przyjąć do wiadomości, że aby kura zaczęła wysiadywać jajka, to trzeba jej te jajka w gnieździe zostawić przez kilka dni. No po prostu nie da się przetłumaczyć i nawet jak potwierdzi, że wie o co chodzi to codziennie z uporczywością maniaka jajka podbiera i narzeka, że nie może się doczekać kurcząt a w dodatku od czasu do czasu jej jakaś kura zginie. Kury też zaczynają jej nieść jajka w najbardziej ukrytych miejscach żeby ich nie znalazła i tak zaczyna się odwieczna walka z kurami w chowanego.
I tutaj zaczęła się moja rola - wcześniej w życiu by mi coś takiego przez myśl nie przeszło ale co mi tam - pomyślałem, że różnych rzeczy w życiu się próbowało to można i spróbować tego.
Postanowiłem, że zrobię eksperyment i spróbuję inkubować jajka
Moja żona jak usłyszała mój pomysł to postukała się w czoło ale po cichu liczyła, że mi się "odwidzi" i skończy się na planach - widać jeszcze słabo mnie zna ;-)
Po poczytaniu wielu informacji na różnych forach i stronach nie liczyłem na sukces bo okazało się, że to nie taka prosta sprawa ale nie przekona się ten co nie spróbuje.
Teraz już po wstępie temat właściwy
Pożyczyłem od mojego taty inkubator, którego kiedyś używał, trochę go przerobiłem, podrasowałem i wyglądał on tak:

Przez kilka pierwszych dni robiłem serie testów na różnych ustawieniach by wybrać te najbardziej optymalne. Niestety dusza inżyniera nawet w takich sprawach u mnie daje o sobie znać - wszystko było mierzone, opisane, obliczone i wydawało mi się, że dobrałem odpowiednie parametry. Oczywiście eksperyment nie miałby sensu gdyby nie robić notatek i zapisywać wszystkiego by móc potem w razie potrzeby wyciągnąć wnioski co było nie tak i co można jeszcze poprawić. Tylko jakie "potem" - przecież to miał być jednorazowy przypadek no ale...
Zebranie jajek nie było większym problemem, ale doszedłem do wniosku, że skoro różnym osobom często wychodzi niski procent uzyskanych kurcząt, więc biorąc na to poprawkę postanowiłem "pójść na całego" i wyładować inkubator po brzegi.
Udało mi się zebrać w sumie 80 jajek.
Część pochodziła właśnie od babci, część od znajomych ale pomyślałem sobie, że skoro już się w to bawię, to widziałem gdzieś kiedyś fajne kury i fajnie byłoby babci wpuścić kilka takich na podwórze.
Kury, które mi się podobały to tzw.brahmy olbrzymie - bardzo duże kury, które w charakterystyczny sposób poruszają się (związany z bogatym upierzeniem) i mogą być fajną ciekawostką wśród oklepanych niosek.
Tak oto wyglądają te kury:

Tak więc inkubator wyładowany po brzegi na obie tace, każde jajko opisane by było potem wiadomo z jakiego źródła, z jakiego okresu itp.




Teraz moja żona już obojętnie podchodziła na tematu - pewnie podejrzewając, że nic się i tak nie wykluje więc po trzech tygodniach akcja się skończy o będzie spokój.
Jednak po trzech tygodniach...
.. miła niespodzianka:


I filmik pod tytułem "narodziny nowego życia" ;-)
http://www.youtube.com/watch?v=Cie1qNyTAF0
Teraz to już cała rodzina śledziła wydarzenia, które były ciekawsze niż telewizja ;-)
A żona sama pojechała do sklepu kupić odpowiednią karmę dla "kurczaczków bo przecież głodne" mimo iż pierwsze 24 godziny muszą się dobrze dosuszyć i mają zapas jedzenia z żółtka
A po kilku dniach banda małych urwisów wygląda tak:




I krótki filmik:
http://www.youtube.com/watch?v=NDUOO79eROA
I teraz małe podsumowanie:
- wsadziłem 80 jajek
- po 2 tygodniach okazało się, że 29 było czystych - więc tych nie biorę pod uwagę bo to nie moja wina tylko koguta ;-)
z pozostałych 51 jajek mam obecnie 26 kurczaków - czyli 50% - wynik całkiem dobry jak na pierwszy raz totalnego amatora.
Pozostaje pytanie dlaczego pozostałe 25 się nie wykluło - zamarły w ostatniej fazie na 2-3 dni przed wykluciem lub były za słabe by się wykluć.
Mam już odpowiedzi na te pytania (w końcu po coś robiłem te wszystkie notatki) ale by potwierdzić moją teorię muszę spróbować jeszcze raz i wyeliminować poprzednie błędy by się przekonać czy będzie lepiej ;-)
I to w tym wszystkim jest najlepsze bo miał być jeden raz a chyba się zdecyduję na kolejną próbę. Muszę zacząć zbierać jajka.
Najważniejsze dla mnie jest to, że udało mi się dopiąć swego i zrealizować to co zaplanowałem oraz osiągnąć wynik lepszy niż niejeden początkujący hodowca (pewnie sporo w tym przypadku i szczęścia amatora).
Ja oczywiście nie zamierzam zajmować się hodowlą kur - te małe urwisy są jeszcze w domu do jutra (korzystam z pobłażliwości żony) ale w weekend są przenoszone do kurnika gdzie w osobnym pomieszczeniu będą dalej rosły pod sztuczną kwoką (lampą IR).
Następny wsad również już zrobię u babci w pomieszczeniu gospodarczym (to może niestety być kolejny czynnik wpływający na wynik więc porównanie może nie być miarodajne ale postaram się wyeliminować wszystkie potencjalne przyczyny problemów z tym związanych).
Jak dobrze pójdzie to na Święta będę miał własne kurczaki a nie sztuczne
A może jeszcze ktoś na forum ma podobne doświadczenia?
chciałem się pochwalić czymś, co na pewno nie jest "moim innym hobby" tylko bardziej ciekawym doświadczeniem, ale skoro w tym dziale można pokazywać inne zajęcia niekoniecznie związane z akwarystyką więc pokażę jak daleko może akwarysta odejść od zbiornika

Ci, którzy mnie znają lub nawet u mnie byli wiedzą, że mieszkam w małej wiosce z czego jestem bardzo zadowolony i nie zamieniłbym tego nigdy na żadne miasto - dlatego wolę dojeżdżać codziennie do pracy niż dusić się w mieście.
Mimo to jednak nie mam z typowo "wiejskimi" urokami zbyt wiele do czynienia, nie uprawiam roli, nie hoduję zwierząt (poza krewetkami) itp. mieszkam w domu i korzystam z innych uroków wioski (cisza, spokój itp).
Jednak po sąsiedzku mieszka z nami babcia mojej żony. Kobieta sędziwa (babcia - nie żona) bo już 84-letnia, ale ciągle jeszcze pełna werwy - taki typowy "stary rocznik", który na wsi się wychował i bez "gospodarki" życia sobie nie wyobraża.
Z tego powodu babcia musi mieć zawsze jakieś zajęcie - jeśli ktoś wie o czym mówię - to taki typ człowieka, dla którego praca jest jedynym sensem życia, które traci sens z chwilą jak staje się niezdolna do pracy.
Dlatego babcia mimo podeszłego wieku i coraz większej ilości różnych dolegliwości zdrowotnych ciągle jeszcze w swoim "małym gospodarstwie" ma krowę, trzy świnki i stadko kur - nie przesadzam - ma 84-lata i sama wszystkim się zajmuje łącznie z cięższymi pracami porządkowymi.
Niestety w tym wieku trzeba jej powoli ograniczać cięższą pracę a (by jej znaleźć zajęcie) znajdywać tą lżejszą.
I tak o to od jakiegoś czasu widzę, że mniej absorbujące są kury.
Niestety babcia mimo całego życia na wsi i całej wiedzy z tym związanej już z powodu wieku nie potrafi przyjąć do wiadomości, że aby kura zaczęła wysiadywać jajka, to trzeba jej te jajka w gnieździe zostawić przez kilka dni. No po prostu nie da się przetłumaczyć i nawet jak potwierdzi, że wie o co chodzi to codziennie z uporczywością maniaka jajka podbiera i narzeka, że nie może się doczekać kurcząt a w dodatku od czasu do czasu jej jakaś kura zginie. Kury też zaczynają jej nieść jajka w najbardziej ukrytych miejscach żeby ich nie znalazła i tak zaczyna się odwieczna walka z kurami w chowanego.
I tutaj zaczęła się moja rola - wcześniej w życiu by mi coś takiego przez myśl nie przeszło ale co mi tam - pomyślałem, że różnych rzeczy w życiu się próbowało to można i spróbować tego.
Postanowiłem, że zrobię eksperyment i spróbuję inkubować jajka

Moja żona jak usłyszała mój pomysł to postukała się w czoło ale po cichu liczyła, że mi się "odwidzi" i skończy się na planach - widać jeszcze słabo mnie zna ;-)
Po poczytaniu wielu informacji na różnych forach i stronach nie liczyłem na sukces bo okazało się, że to nie taka prosta sprawa ale nie przekona się ten co nie spróbuje.
Teraz już po wstępie temat właściwy

Pożyczyłem od mojego taty inkubator, którego kiedyś używał, trochę go przerobiłem, podrasowałem i wyglądał on tak:

Przez kilka pierwszych dni robiłem serie testów na różnych ustawieniach by wybrać te najbardziej optymalne. Niestety dusza inżyniera nawet w takich sprawach u mnie daje o sobie znać - wszystko było mierzone, opisane, obliczone i wydawało mi się, że dobrałem odpowiednie parametry. Oczywiście eksperyment nie miałby sensu gdyby nie robić notatek i zapisywać wszystkiego by móc potem w razie potrzeby wyciągnąć wnioski co było nie tak i co można jeszcze poprawić. Tylko jakie "potem" - przecież to miał być jednorazowy przypadek no ale...
Zebranie jajek nie było większym problemem, ale doszedłem do wniosku, że skoro różnym osobom często wychodzi niski procent uzyskanych kurcząt, więc biorąc na to poprawkę postanowiłem "pójść na całego" i wyładować inkubator po brzegi.
Udało mi się zebrać w sumie 80 jajek.
Część pochodziła właśnie od babci, część od znajomych ale pomyślałem sobie, że skoro już się w to bawię, to widziałem gdzieś kiedyś fajne kury i fajnie byłoby babci wpuścić kilka takich na podwórze.
Kury, które mi się podobały to tzw.brahmy olbrzymie - bardzo duże kury, które w charakterystyczny sposób poruszają się (związany z bogatym upierzeniem) i mogą być fajną ciekawostką wśród oklepanych niosek.
Tak oto wyglądają te kury:

Tak więc inkubator wyładowany po brzegi na obie tace, każde jajko opisane by było potem wiadomo z jakiego źródła, z jakiego okresu itp.




Teraz moja żona już obojętnie podchodziła na tematu - pewnie podejrzewając, że nic się i tak nie wykluje więc po trzech tygodniach akcja się skończy o będzie spokój.
Jednak po trzech tygodniach...
.. miła niespodzianka:


I filmik pod tytułem "narodziny nowego życia" ;-)
http://www.youtube.com/watch?v=Cie1qNyTAF0
Teraz to już cała rodzina śledziła wydarzenia, które były ciekawsze niż telewizja ;-)
A żona sama pojechała do sklepu kupić odpowiednią karmę dla "kurczaczków bo przecież głodne" mimo iż pierwsze 24 godziny muszą się dobrze dosuszyć i mają zapas jedzenia z żółtka

A po kilku dniach banda małych urwisów wygląda tak:




I krótki filmik:
http://www.youtube.com/watch?v=NDUOO79eROA
I teraz małe podsumowanie:
- wsadziłem 80 jajek
- po 2 tygodniach okazało się, że 29 było czystych - więc tych nie biorę pod uwagę bo to nie moja wina tylko koguta ;-)
z pozostałych 51 jajek mam obecnie 26 kurczaków - czyli 50% - wynik całkiem dobry jak na pierwszy raz totalnego amatora.
Pozostaje pytanie dlaczego pozostałe 25 się nie wykluło - zamarły w ostatniej fazie na 2-3 dni przed wykluciem lub były za słabe by się wykluć.
Mam już odpowiedzi na te pytania (w końcu po coś robiłem te wszystkie notatki) ale by potwierdzić moją teorię muszę spróbować jeszcze raz i wyeliminować poprzednie błędy by się przekonać czy będzie lepiej ;-)
I to w tym wszystkim jest najlepsze bo miał być jeden raz a chyba się zdecyduję na kolejną próbę. Muszę zacząć zbierać jajka.
Najważniejsze dla mnie jest to, że udało mi się dopiąć swego i zrealizować to co zaplanowałem oraz osiągnąć wynik lepszy niż niejeden początkujący hodowca (pewnie sporo w tym przypadku i szczęścia amatora).
Ja oczywiście nie zamierzam zajmować się hodowlą kur - te małe urwisy są jeszcze w domu do jutra (korzystam z pobłażliwości żony) ale w weekend są przenoszone do kurnika gdzie w osobnym pomieszczeniu będą dalej rosły pod sztuczną kwoką (lampą IR).
Następny wsad również już zrobię u babci w pomieszczeniu gospodarczym (to może niestety być kolejny czynnik wpływający na wynik więc porównanie może nie być miarodajne ale postaram się wyeliminować wszystkie potencjalne przyczyny problemów z tym związanych).
Jak dobrze pójdzie to na Święta będę miał własne kurczaki a nie sztuczne

A może jeszcze ktoś na forum ma podobne doświadczenia?