A raczej Niedobry, bo jak chciałem zacząć pisać tego posta, to bardzo widowiskowo wybuchł mi zasilacz od laptopa, topiąc chodnik i osmalając pięknie kawał ściany wraz z drukarką. A cały dzień był taki piękny...
Wracając do tematu, miał miejsce Akwageddon. Przez dwa dni akwarium wyglądało tak:

To przez nitki, które sobie z zaciemnienia nic nie zrobiły. Pozytywnie wpłynęło za to na heńka i kryptokoryny, które to odradzają się jak feniks z popiołów. Za to zmarniały pistie, a limnobia potraciły korzenie.
Zrobiłem MEGA odmulanie. Dużymi literami, bo odciągnięta woda wracała przefiltrowania przez pończochę i filtr do kawy w ilości chyba równej pojemności akwarium. Zaczęło się od tego, że zamiast machać wężem nad podłożem, pierwsze 20 litrów zeszło podczas wytrząsania z mchu tego, co tam zostawiły krewetki, "jedzące nitki". Dlatego mech poleciał. Christmas, razem z willowem. Phoenix przez długie i śpikowate nitki, nibytaiwan przez krótkie.
Wykosiłem te kryptokoryny, co się nadmiernie porozpuszczały, w ich miejsce wylądowała przycięta rotala, a na środku pod korzeniem kawał pelii. Najas wykoszony do połowy, cartamyne też, tyle że ona posadzona, a najasa kury zjadły. Czystki dotknęły też micosorium windelov, bo na nim nitki też się rozwinęły.
Nitki mam też w heńku, ale takich brzydkich i niedożywionych to jeszcze nie widziałem, dlatego są skubane pęsetą, a sam henio cięty i sadzony dalej w prawo.
Zapomniałbym. Umyłem przednią szybę! Od zewnątrz.
Teraz jest tak:






