Łooo, sporo czasu minęło.
Ochoty nie było pisać, bo jeden po drugim kołobrzegi odchodziły. Bez widocznej przyczyny, co kilka tygodni. Oprócz jednego. Musiał zjeść coś ostrego, bo zrobił mu się krwiak pod pyszczkiem, który rósł, a ryba chudła, mimo apetytu. Wieczorem pływamy, jemy, a rano już kip. Został mi tylko jeden samczyk.Padła też panibabka.
Jako, że ciężko dostać, to Kołobrzeg był długo samotny, a za towarzystwo dostał babki osy -parkę. I tak sytuacja wyglądała do zeszłego tygodnia, bo udało mi się kupić dwa młode kołobrzegi. Nie mam pojęcia, jakiej pci, ale mają trochę bardziej opalizujące na zielono ciapki, może to jakaś inna odmiana barwna. Już wiedzą, kto karmi, a rozwielitki bardzo im smakują. Oczywiście o pozowaniu nie ma mowy, tylko złapane znienacka jakoś na zdjęciach wychodzą. Ryby się tolerują, płetwy nie postrzępione, jest dobrze. A osy też kontaktowe rybki, i wcale się nie boją bąkom żarcie podkradać sprzed dzioba.
Z pozostałej obsady: helmet łazi z czułkami

, naumiał się, skubaniec.
A teraz gwóźdź programu. Zaraz po wprowadzieniu pufków, w lutym 2015, dnia następnego helena zaginęła i została uznana za skonsumowaną. W międzyczasie dorwałem świderki jako karmę awaryjną i po jakimś czasie muszelki puste wyławiałem (normalne, że nad ranem zakąszają). Aż tu nagle piasek wypchnął helenią muszelkę na wierzch. Nie miałem czasu wyciągać, to zdziwiłem się, że zniknęła. I pojawiła się nocą na szybie. Żywa. Ot, natura zaskakuje, a bestia dalej poluje.
Sam zbiornik się nie zmienia specjalnie, poza nurzańcami, które tu też miały kryzys, bo żarówka się zaczęła przepalać, wszystko rośnie bardzo wolno. Nawet glony, choć z braku zatoczków trzeba szyby raz na dwa tygodnie przejechać.